niedziela, 27 kwietnia 2014

Jessica Sorensen - The Coincidence #1, #2



tytuł oryginału: The Coincidence of Callie & Kayden, The Redemption of Callie & Kayden
seria/cykl wydawniczy: The Coincidence #1, #2
wydawnictwo: Grand Central Publishing
data wydania: 13 grudnia 2012, 30 lipca 2013
liczba stron: 283, 404
ocena: 8/10
data przeczytania:  25 kwietnia 2014
 “In the existence of our lives, there is a single coincidence that brings us together and for a moment, our hearts beat as one.” 
Z pewnością kwiecień mogę zaliczyć do miesiąca pod znakiem New Adult. A to dlatego, że właśnie ten rodzaj powieści zaprząta moje poczynania od jakichś pięciu dni. I właściwie większość tych książek jest taka sama: on, ona, przeszłość odciskająca swoje piętno na przyszłości, przyjaźń, miłość, rozstania, powroty, szczęśliwe zakończenie. Ten schemat można dopasować do większości książek New Adult/Young Adult, czy jak kto woli to nazwać. 
Nie zaprzeczam, że jest to przyjemna lektura, ale tak właściwie nie wnosi nic nowego w życie. Zawsze znajdzie się kilka wybornych cytatów wartych zapamiętania. Często też, książki te mają jakiś swój morał, zazwyczaj jest to pogodzenie się z przeszłością i przysłowiowe „let go”. Ale to czego nie można zarzucić tego rodzaju książkom to całkiem dobra historia miłosna, romans, który kwitnie raz lepiej a raz gorzej, ale jest pożądany przez większość czytelniczek – bo to raczej do dziewcząt skierowana literatura. YA to współczesne historie, z prawdziwymi problemami, które dotknąć mogą właściwie każdego, dlatego też wydają się realne, możliwe do zdarzenia się naprawdę. Dlatego wcale nie dziwię się powszechnemu trendowi i coraz większej ilości tego rodzaju książek w wydawnictwach i księgarniach. Nasz polski rynek książkowy nie jest aż tak bardzo zaznajomiony z NA, za to rynek amerykański to ogromna skarbnica dla fanów. Śmiem wątpić czy większość tych książek zostanie kiedykolwiek przeredagowane na język polski – no może wtedy, gdy któraś natchnie Hollywood do wyprodukowania filmu. Dużo z tych książek, nie wszystkie, ale dużo, to naprawdę dobre pozycje, warte uwagi, bo poza dosyć ciekawą ale miejscami ckliwą historią, mogą zasiać ziarenko, które może wykiełkować i całkowicie nas zaskoczyć.
“People are running to and from class and I just want to yell, Slow down and wait for the world to catch up!” 
„The Coincidence of Callie & Kayden” to jedna z takich właśnie książek. Ma ona swoją cześć kolejną „ The Redemption of Callie & Kayden”. Dlaczego nie rozdzielam tych pozycji? Ano dlatego, że kończąc czytać jedną od razu sięgam po drugą, bo akurat w przypadku tej lektury tom pierwszy kończy się takim cliffhangerem, że nie sposób powstrzymać się i nie sięgnąć „z marszu” po tom kolejny. Tytułowi bohaterowie Callie i Kayden mieszkają w tym samym miasteczku, chodzą do tej samej szkoły, a jednak się nie znają. Kayden Owens to gwiazda footballu, z najpiękniejszą dziewczyną, aczkolwiek nie za mądrą stereotypową blondynką ( broń Boże nie mam nic do blondynek! J). Callie Lawrence to dziewczyna jedna z wielu, pragnąca nie zwracać na siebie uwagę, chowająca się za za dużymi, rozciągniętymi ubraniami i ostrym makijażem, nazywana „czcicielką szatana”. Tych dwoje tak zupełnie różnych od siebie a jednak tak niezwykle podobnych. Obydwoje ścigani przez przeszłość i nie mogący poradzić sobie ze swoimi demonami. Ich wspólna historia rozpoczyna się gdy Callie przez przypadek jest świadkiem wyrządzania krzywdy Kaydenowi, ratuje go i pomaga mu.
“That’s you. Callie, you’re the only person that’s ever made me feel happy about anything. That night you saved me, you changed something in me—you made me want to live.” 
Ich drogi rozchodzą się aż do dnia, kiedy ponownie spotykają się na uniwersytecie i wtedy rozpoczyna się ich prawdziwa historia. I tutaj schemat jest taki sam jak zazwyczaj: zaprzyjaźniają się, zaczynają darzyć się uczuciem, zakochują się w sobie, ale przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Trudne dzieciństwo tej dwójki i związane z nim konsekwencje jak duchy podążają za nimi w każdą stronę. Aż w końcu dochodzi do naprawdę poważnej tragedii – mowa tu o cliffhangerze tomu pierwszego. Część druga to walka z narastającymi problemami i niemożliwością poradzenia sobie z nimi samemu. Bo wiadomo nie od dziś, że we dwójkę łatwiej stawić czoła rzeczywistości. I kiedy padają te znamienne słowa, które nie chciały przejść Kaydenowi przez gardło, Callie wie, że wszystko będzie dobrze, bo ma obok siebie kogoś, kto zrobi dla niej wszystko.
“Sometimes the best things are the ones that aren’t planned, the decisions made while living in the moment.” 
Oh i przepraszam ale muszę o tym wspomnieć, bo nie mogłabym spokojnie spać w nocy – faceci z tatuażami. W szczególności wydzierane rękawy… ughh nie jestem w stanie nawet określić, jak bardzo mnie to kręci J Ale to tylko takie moje spostrzeżenia zaprzątające umysł. Dla nie wtajemniczonych, zdradzę sekret, że większość tych pozycji oferuje postać głównego bohatera z dużą ilością tuszu na perfekcyjnym ciele. Czego chcieć więcej?? 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Jamie McGuire - Beautiful disaster, Walking disaster



tytuł oryginału: Beautiful disaster, Walking disaster
seria/cykl wydawniczy: Beautiful #1, #2
wydawnictwo: Atria Books
data wydania: 26 maja 2011, 2 kwietnia 2013
liczba stron: 319, 433
ocena: 9/10
data przeczytania:  21, 23 marca 2014
“It's dangerous to need someone that much. You're trying to save him and he's hoping you can. You two are a disaster." I smiled at the ceiling. "It doesn't matter what or why it is. When it's good, Kara... it's beautiful.” 
Jamie McGuire powołała do życia kolejną parę, która zaprząta umysły czytelników New adult. Abby i Travis to dość wybuchowe połączenie. Ona, niby poukładana, spokojna, fanatyczka kardiganów, taka „cicha woda”, ale kiedy trzeba walczyć o swoje potrafi wykrzesać z siebie „lwicę”. On, „bad boy”, pokryty tatuażami z ogromną chęcią przyłożenia właściwie każdemu, kto się napatoczy. I zakład, który jest początkiem wszystkiego.


W zasadzie książka ta jest dosyć przewidywalna. Od samego początku wiadomo, jak ta historia się zakończy, jednak wcale nie ujmuje to przyjemności jej lektury. Bohaterowie, jak to współczesne popkulturowe postaci, zaplątani w swoim istnieniu, z powracająca przeszłością i demonami w szafie starają się odnaleźć drogę do swoich serc. Droga ta nie jest jednak prosta. Wielość zakrętów czasem może zniechęcić czytelnika, ciągłe niezrozumiałe poczynania bohaterów wprowadzają lekko frustrującą atmosferę. I tylko czeka się na moment, kiedy w końcu on/ona powie, że kocha a wtedy będą żyli długo i szczęśliwie. Z bajkami jest jednak taka sprawa, że „żyli długo i szczęśliwie” wcale nie oznacza razem.

Mam jedno zażalenie. A właściwie może to tylko moja chęć ponarzekania. „Beautiful disaster” i „Walking dis aster” powinny być sprzedawane razem. Nie mówię, że miałaby być to jedna książka, ale taki pakiet. Szczęściem moim było to, że obydwie pozycje były już na rynku od jakiegoś czasu i nie musiałam czekać ze zniecierpliwieniem na wersję Travisa – która swoją drogą jest … ugh, naprawdę, naprawdę wyśmienita. Współczuję czytelnikom, którzy tego szczęścia nie mieli. Bo żeby dogłębnie poznać historię tej dwójki, część druga jest niezbędna. Plus też tego taki, iż „Walking…” pokazuje inną perspektywę, myśli Travisa, jego motywy.  Dlatego, jeśli już zabierać się za tę lekturę, to koniecznie w pakiecie, bo zazębiają się one w taki sposób, że z jednej możemy się dowiedzieć czegoś, czego w tej drugiej nie było. Dodatkowo w „Walking…” mamy epilog – „11 lat później”. Nie przepadam za tego typu zakończeniami, ale to było naprawdę intrygujące, zamykające historię Abby i Travisa.

Gdzieś spotkałam się z porównaniem Travisa Madoxa do Christiana Grey’a. Hmmm… może i coś w tym jest. Chęć kontroli, „makeup sex”,… Ale nie wychodziłabym aż tak daleko. Nie da się ukryć, iż współczesny bohater literacki to zazwyczaj ktoś, kogo dopada przeszłość, ma wiele problemów ze swoim ja i spotyka „ją”, której celem życiowym jest zmiana go na lepsze. Już po raz któryś z kolei twierdzę, iż my – kobiety - potrzebujemy kogoś, kogo możemy naprawić, kto zmieni się pod naszym wpływem, wyłącznie dla nas. Dlaczego? To pytanie raczej do psychologów. Nie znam dokładnej odpowiedzi, być może spowodowane jest to tym, iż chcemy mieć jakieś znaczenie, być potrzebną, zmienić. Kluczowe słowo – zmienić. Nie zawsze na lepsze.
Ale książkowe historie zazwyczaj kończą się dobrze. Bohaterowie mają swoje szczęśliwe zakończenie. Tak też jest i w tym przypadku.

Polecam, bo nie jest to tandetna historia dla nastolatek, bez żadnego przesłania. Ta historia ma swój morał, trzeba go jedynie wyczytać z kart książki.