wtorek, 8 października 2013

Richelle Mead - Przysięga krwi


tłumaczenie: Monika Gajdzińska
tytuł oryginału: Blood Promise
seria/cykl wydawniczy: Akademia wampirów tom 4
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data wydania: 23 lutego 2011
liczba stron: 488
ocena: 8/10
data przeczytania: 23 września 2013
„Nie dobijaj się tym, co mogłaś, albo powinnaś była zrobić. Przeszłość jest już za nami. Ruszaj ku przyszłości.”
Alchemia nie jest dziedziną, o której mam jakiekolwiek pojęcie. Troszkę już obracam się w świecie fantasy i o niejednym czytałam, ale spotkanie z alchemią – to mój pierwszy raz.  Jak na razie, jestem zainteresowana i kupuję to całkowicie.

 


Rose rozpoczyna wędrówkę, by wykonać zadanie, które postawiła sobie wypowiadając ostatnie zdanie w tomie poprzednim, które jednakowoż go zakończyło. Zadanie to nie jest łatwe i przyjemne. Rose cały czas przeżywa rozterki, czy kiedy przyjdzie „co do czego”, będzie w stanie je wykonać. W swoich poszukiwaniach trafia na Sydney – alchemiczkę, której zadaniem jest chronienie morojów i dampirów przed ludźmi. Dzięki niej trafia do miejsca, które traktuje jako cel swojej podróży – Baia. Jednak nie znajduje tam tego, czego szuka. Wraz z „łowcami strzyg” – bo tak chyba można nazwać dampirów, którzy z własnej inicjatywy polują na strzygi – wyjeżdża do Nowosybirska. I to właśnie Nowosybirsk jest miejscem, w którym Rose musi zmierzyć się ze swoimi demonami. Niestety nic nie idzie po jej myśli. Plan był prosty: spotkać Dymitra, wyciągnąć kołek i zakołkować go. Rose po raz kolejny pada ofiarą nieprawdopodobnego uroku Dymitra (nawet jeśli było to w wersji „strzyga”) i zostaje uprowadzona.
„Roza... Zapomniałaś moją pierwszą lekcję: nigdy się nie wahaj.”
Przez pół książki, czekałam, aż w końcu pojawi się Dymitr, ten, którego nazywano wcześniej „bogiem”. A kiedy już się pojawił… Właściwie wolałabym chyba opcję z jego śmiercią, całkowitą śmiercią. Dymitr i strzyga – to nijak do siebie nie pasuje.

Dymitr. Postać znajdująca się na początku mojej listy szczególnych bohaterów zawiodła mnie. Dymitr jako strzyga – stanowczo NIE. Przecież Dymitr nie może być taki chłodny, wręcz zimny (dosłownie i w przenośni), nie może zabijać, „przebudzać” innych. Przecież to Dymitr. Nawet jeśli w wersji strzyga. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?



Może dlatego, żeby wzbudzić w czytelniku inne, nowe emocje. W takim razie tak, udało się. Jakkolwiek, nadal wierzę i trzymam za to ściśnięte mocno kciuki, że Dymitr obudzi się z tego letargu. Przestanie być tym kimś, kim tak naprawdę nie jest. Bo Dymitr w wersji strzyga, to nie jest ten Dymitr, który wzbudzał we mnie bezlik pozytywnych emocji.
„-Musimy być razem - nalegał. -Dlaczego?- spytałam miękko. […] -Bo cię pragnę. Posłałam mu smutny uśmiech, zastanawiając się, czy spotkamy się jeszcze w krainie zmarłych. -Zła odpowiedź - odparłam. (...) Spojrzałam mu w oczy. -Zawsze będę cię kochać - szepnęłam, po czym wbiłam ostrze w jego pierś.(...) Dymitr przestał walczyć. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, otworzył usta, prawie się uśmiechnął, chociaż widziałam ból na jego twarzy. -Ja powinienem był to powiedzieć... - wyszeptał”
A jednak, mimo wszystkich nawarstwionych negatywnych uczuć, gdzieś w głębi czułam, że to nie może się tak skończyć (jak się skończyło). Dlatego list, który otrzymała Rose w końcówce, otrzeźwił mnie i dotarło do mnie, że tak naprawdę Dymitr – strzyga jest aktualnie najbardziej ego intrygującą postacią i już wcale nie żałuję, że został „przebudzony”.  Jego przyszłe działania zmierzające, dość jednoznacznie, do pozbawienia życia Rose, są tym, na co czekam z ogromnym zniecierpliwieniem. Zatem od razu, bez żadnego ociągania, sięgam po tom kolejny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz