czwartek, 8 maja 2014

Jodie Ellen Malpas - Ten mężczyzna





tytuł oryginału: This Men
seria/cykl wydawniczy: Ten mężczyzna #1
wydawnictwo: Amber
data wydania: 18 marca 2013
liczba stron: 288
ocena: 5/10 
data przeczytania:  8 maja 2014
“I’m going to get lost in you.” 
 Sięgnęłam po tę książkę tylko z jednego powodu: idealnie pasuje ona do klucznikowego wyzwania  – wydawnictwo na literę A . Może nie jest to dobry powód, ale zawsze w jakimś nikłym stopniu podbija słabe noty czytelnictwa w Polsce. Tak więc, pomimo, że sesja stoi tuż tuż za drzwiami i zaczyna cichutko stukać, żądając żeby ją wpuścić, robiąc sobie jeszcze jeden wieczór wolnego otworzyłam tę niewielkich rozmiarów księgę. Niewielkich, a to dlatego, że wydawnictwo Amber postanowiło ok. 400 stronnicową książkę podzielić na dwie części. Ja się pytam dlaczego? Po co przerywać czytanie w połowie? Ano wniosek nasuwa się jeden – mianowicie chodzi o zyski. Logiczne, że po przeczytaniu połowy, chce się przeczytać ciąg dalszy i dlatego trzeba kupić tom drugi.

  


W ogóle polskie przekłady co raz bardziej mnie zaskakują i zawodzą. No bo dlaczego, kiedy otworzyłam wersję oryginalną „This Men” i szukałam miejsca, w którym kończy się akcja wersji polskiej, moim oczom ukazało się wiele momentów, nie umieszczonych w „Ten mężczyzna”. Wystarczającym błędem było podzielenie jej na dwa tomy, ale żeby jeszcze pominąć niektóre sytuacje, kawałki rozmów!? Helloo! Coś tu jest nie tak. Także oświadczam z czystym sumieniem, że oryginał to jednak oryginał. Przekłady, czy to polskie, czy też inne, nigdy nie oddadzą pierwowzoru w 100%.  I dlatego mój Kindle jest zapełniony książkami w oryginale. Nie dość, że jest to dobry sposób na poszerzenie słownictwa, to dodatkowo pozbawiam się chęci mordu tłumaczy.

Przechodząc do treści. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to już było. Właściwie, aktualnie w literaturze romantycznych erotyków trudno zaskoczyć. Trochę w tym Grey’a, trochę Crossa, taki misz masz wszystkich książek i powstaje twór właściwie średnio ciekawy, z powielonym na kilkanaście sposobów schematem. Bo jest ona – młoda, robiąca oszałamiająca karierę, zraniona, z wyszczekaną buzią. I jest też on – totalny despota przejawiający zachowania obsesyjne z manią kontroli, miliarder. No i jest też to co najważniejsze w tego typu książkach – pożądanie, którym można by zasilić małej wielkości miasteczko.
Nie powiem, że czasami nie było przyjemnie. Słowne przekomarzania bohaterów śmieszą i aż się prosi o więcej. Niezdecydowanie Avy i ciągła walka w jej głowie – ok. Jedyne, co mnie interesuje i dlaczego sięgnę po dalsze strony (ale oczywiście w wersji oryginalnej) to wiek pana Warda. Ciekawe, kiedy skończy on wyliczać kolejne liczby i przyzna się.
[…]- Ile masz lat, Jesse?

- Dwadzieścia siedem - odpowiada obojętnie. Wzdycham.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, ile masz lat?
- Mogłabyś pomyśleć, że jestem dla ciebie za stary i uciec.
- Myślisz, że jesteś dla mnie za stary? - Biorąc pod uwagę to, co się pomiędzy nami wydarzyło, zgaduję, że nie, lecz kwestia ta urasta do takiej rangi, że warto o to zapytać.
-  Nie.  -  Nie  odrywa  wzroku  od  drogi.  -  Mój  największy problem to twój problem.[…]

Oh i nie da się zauważyć jeszcze jednego porównania:
„Rozpadam się na kawałki.”

„Czuję, że zaraz rozpadnę się na milion kawałeczków.”
Come on!! Ile można?! Czy w całym języku polskim, angielskim zresztą też, istnieje tylko jedno określenie, które powiela się jak produkty na taśmociągu?! Oficjalnie mam dość wewnętrznych bogini i ciągłego rozpadu na kawałki. Uraczcie mnie czymś innym moi mili, wierzę w waszą moc i wasz talent. 



1 komentarz:

  1. Heh, tak sobie myślę, że to dobrze wybierać książki według wyzwań, gdyż pozwalają nam zapoznać się z książką po którą moglibyśmy normalnie nie sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń