sobota, 20 września 2014

Jodie Picolut - Dziewiętnaście minut




tytuł oryginału: Nineteen Minutes
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 27 stycznia 2009
liczba stron: 672
ocena: 7/10
data przeczytania:  2o września 2014
“In nineteen minutes, you can stop the world; or you can just jump off it.” 

Są książki o miłości, o związkach, o przyjaźni, książki fantastyczne, thrillery, horrory, książki nic nie znaczące, nic nie wnoszące. I jest też „Dziewiętnaście minut” Jodie Picoult, które nie traktuje o niczym i jest książką o czymś. Pokazuje, iż 19 minut może zmienić życie tysiąca ludzi. Zmienić je na zawsze.

Liceum to dzicz. A w dziczy tej mieszkają łagodne stworzenia, nie narzucające się nikomu oraz drapieżniki, które z tych pierwszych tworzą ofiary. Nie jest łatwo przetrwać, jeśli nie jesteś jednym z dzieciaków z elity. Kujony, dzieciaki z marginesu, odróżniające się wyglądem i zachowaniem od większości stają się łatwą zwierzyną. A drapieżnicy zaczynają polować. Polowanie to, właściwie nigdy się nie kończy… Ale czasem ofiary wychodzą ze swojej roli i przejmują rolę innych – same stają się drapieżnikami.

Peter to uczeń Sterling High – ofiara. Przez całe życie szykanowany, popychany i ośmieszany na oczach całej szkoły. Aż w końcu nadchodzi dzień, kiedy Peter ma dość. Wstaje rano, zamiast książek do plecaka wkłada cztery sztuki broni i wychodzi do szkoły w jednym celu – by w końcu wszystko to zatrzymać.

Coś to wam przypomina? Mnie od razu na myśl narzuca się masakra w Columbine High School, gdzie dwóch uczniów zabiło 13 osób i zraniło 24. Powstało wiele filmów i książek opisujących podobne wydarzenia. 19 minut czerpie motywy z tej masakry, jednak bardziej skupia się na tym, dlaczego do niej doszło i w jaki sposób sobie z nią poradzić. Bo wręcz przeciwnie – jak w większości tego typu wydarzeń – sprawca nie popełnia samobójstwa, zostaje zatrzymany i osadzony w więzieniu, gdzie czeka na proces. Właściwie nie ma możliwości, iż zostanie on uniewinniony – jest zbyt dużo świadków, a poza tym sam Peter nie wypiera się tej zbrodni.
[…]” –Chce pan wiedzieć, czy zamierzałem uczynić  z tej broni użytek? Owszem. Zamierzałem. Opracowałem drobiazgowy scenariusz. Obmyśliłem każdy najmniejszy szczegół, aż do ostatniej sekundy. Zaplanowałem to wszystko, żeby zabić jedną jedyną osobę, której nienawidzę najbardziej. Ale mój plan nie wypalił.
-A tych dziesięcioro uczniów…
-Po prostu wleźli mi w drogę – wtrącił Peter. 
-Kogo więc tak bardzo chciałeś uśmiercić?
[…]
-Siebie – wyznał. „

Większość stron tej powieści to przygotowania do procesu sądowego i wspomnienia, które pomagają czytelnikowi uzmysłowić sobie, dlaczego Peter strzelił. Ale główną rolę gra jeszcze jedna osoba. Josie Cormier, córka sędzi, która ma przewodniczyć sprawie i która została znaleziona razem ze swoim nieżyjących chłopakiem w miejscu, w którym aresztowano Petera. Jak sama twierdzi, Josie nie ma żadnych wspomnień z tego dnia. Czy aby jednak na pewno?
Flashabcki pokazują życie tej dwójki, kiedy jako przedszkolaki przyjaźnili się i spędzali swój wolny czas jedynie ze sobą, aż do dnia, w którym Josie dołączyła do elity, a Peter odszedł na boczny tor.

Ta powieść to niezwykłe pomieszanie z poplątaniem – opis dni, kilka lat przed feralnym wydarzeniem, za chwilę opis 3 miesiące „po”, żeby znowu w następnym rozdziale powrócić w przeszłość. Trochę nużące, ale ma to swój cel, gdyż pod koniec książki mamy już pełny obraz wydarzeń tego dnia, wiemy, co do niego doprowadziło i dlaczego nie żyją te osoby, które nie żyją. Samo zakończenie właściwie nie zaskakuje, od samego początku można się było tego spodziewać.

„Wpatrzyła się w Petera i nagle uświadomiła sobie, że przez jeden krótki moment, gdy zatraciła jasność myślenia, poczuła to, co musiał czuć Peter, wędrując po korytarzach Sterling High z plecakiem wyładowanym bronią. Każdy dzieciak w szkole odgrywał jakąś rolę: aroganckiego sportowca, podziwianej piękności, mózgowca lub frajera. Petr zrobił to, o czym sekretnie marzyli wszyscy inni: był, choćby tylko przez dziewiętnaście minut, kimś, kto nie pozwolił się osądzać.”

I zastanawia mnie tylko jedno: jak ogromna niemoc może doprowadzić nas do miejsca, w którym zapragniemy odebrać komuś życie?

„Kochałam Matta. A jednocześnie go nienawidziłam. I nienawidziłam siebie za to, że go kocham. I za to, że gdybym go zostawiła, utraciłabym poczucie tożsamości.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz