piątek, 3 stycznia 2014

Richelle Mead - The Fiery Heart


tytuł oryginału: The Fiery Heart
seria/cykl wydawniczy: Bloodlines tom 4
wydawnictwo: Razorbill
data wydania: 19 listopada 2013
liczba stron: 416
ocena: 9/10 
data przeczytania:  26 grudnia 2013
„Centrum permanebit”
Po raz kolejny pani Mead przyczyniła się do mojej zarwanej nocy. Kiedy w moje ręce trafiła czwarta część serii „Bloodlines”, nic i nikt nie mógł mi przeszkodzić w zanurzeniu się w jej lekturę. Nawet ogromny, odrażający, przeraźliwie szkaradny pająk, który na moment przerwał mi przyjemność spotkania z Adrianem i Sydney (przyznaję, uciekałam przed nim jak mała dziewczynka).
„Nie ma znaczenia, czy to po prostu dzikie, zwierzęce poszukiwanie partnera, czy wysublimowane połączenie dusz, ona jest moja, a ja należę do niej.”

Ponownie spotykamy moich [jednych z] ulubionych bohaterów w momencie, kiedy nie zaprzeczają i nie negują już swoich wzajemnych uczuć. Sydney potajemnie odwiedza Adriana. Niestety ich związek nie może wyjść na światło dzienne. Dlaczego? Ano dlatego, że panna Sage jest nadal częścią stowarzyszenia Alchemików, którzy wyznają okrutne zasady nie bratania się ze „złem”, a na myśli mam oczywiście gatunek odmienny od ludzkiego. Konieczność ukrywania się niesie ze sobą wiele problemów różnej natury, chociażby ciągłe pytania siostry, Zoe, gdzie Sydney cały czas przepada i nie ma czasu dla niej. Ach właśnie, siostra Sage. Zoe oficjalnie trafia na listę bohaterów nielubianych. Jest ona odzwierciedleniem najgorszego koszmaru „młodszej siostry”, której na szczęście nie mam przyjemności posiadać. Wredna, wiecznie zazdrosna, marudna maruda. Na jej plus działa fakt, że wieloletnie nauki ojczulka Sage wyprały jej mózg i pozbawiły osobowości, tworząc z niej kolejnego, przykładnego członka Alchemików.  Postępowanie Zoe brzemienne w swych skutkach, doprowadza do sytuacji zamykającej ten tom i dające domysły na temat tomu kolejnego[który niestety dopiero w lipcu 2014!].

„-  To niesamowite –  powiedziała. – Jakby wszystko zostało wyrzeźbione z diamentów.  Aż ciężko uwierzyć, że świat może po czymś takim wrócić do normalności.”

Richelle Mead w końcu pokazała, jaka jest naprawdę Sydney i jak ogromna drzemie w niej siła. Nie jest ona zwykłą, przeciętną bohaterką. Jest osobą, którą się podziwia i dosyć łatwo jest się z nią utożsamić. Sydney Sage rozkwita na kartach „The Fiery Heart”. Dużo w tym zasługi Adriana, który również przechodzi swoją własną przemianę. Decyduje się na dosyć drastyczny krok, który całkowicie zmienia jego dotychczasowe życie. Lord Iwaszkow, z młodzieńca o niezwykle hulaszczym usposobieniu i zamiłowaniu do hedonistycznych uciech przeistacza się w odpowiedzialnego człowieka, który na pierwszym miejscu stawia nie siebie samego, ale JĄ.
„Wszystko w rozpadzie, centrum nie wytrzymuje…”
Sydney i Adrian oddziałując na siebie zmienili nawzajem swoje życia.
„[…]Wszystko będzie dobrze. Centrum wytrzyma.

- Skąd wiesz?

- Bo to my jesteśmy centrum.”


Na ogromny plus – rozdziały z perspektywy Adriana. To chyba najlepsze, co autorka mogła tej książce zrobić. Naprawdę perspektywa Iwaszkowa – niebiańska.
Och i jeszcze jeden cytat, który nie jest jakoś ogromnie powiązany z tą pozycją, ale ze względu na rodzaj mojego wykształcenia jest mi niezwykle bliski.
„Nie ma wznioślejszego celu niż edukowanie i kształtowanie młodych umysłów aż osiągną wielkość.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz