| tytuł oryginału: The 5th Wave
wydawnictwo: Otwarte
data wydania: 14 sierpnia 2013
liczba stron: 512
ocena: 9/10
data przeczytania: 12 luty 2014 |
„Trudno zaplanować coś na przyszłość, kiedy przyszłość okazuje się zupełnie inna od tego, co zaplanowałeś.”
Wielokrotnie moje dość niecodzienne przemyślenia wędrowały w stronę
obcej inteligencji , istot zamieszkujących inne światy, planety. I zawsze te
istoty kojarzyły mi się z zagrożeniem dla całej ludzkiej rasy i dla planety
Ziemi. Bo czego mogą chcieć inni? Przecież nie chcą się z nami zaprzyjaźnić.
Nie. Ich celem jest zagłada. Zagłada ludzkości, która jest etapem początkowym
przejęcie naszej planety i uczynienia jej własną. Ci inni, w moim mniemaniu, to wcale nie
zielone ludziki z czółkami, a coś bardziej podobnego do „dusz” z powieści
Stephanie Meyer. Bezkształtna masa, wcale nie zielona, niezwykle inteligenta,
która posiada umiejętność czynienia ludzi swoimi naczyniami. Moje osobiste
wyobrażenia nie różnią się zbytnio od tych przedstawionych w „Piątej fali”
Ricka Yancey.
Autor opisuje świat po przejściu czterech fali, które zlikwidowały
większość ludzkiej populacji. Nieliczni, którzy przeżyli, zmuszeni są do walki
o swoje życie. O życie swoje i tylko sobie, bo łączenie się nawet w nieliczne
grupy zwiększa ryzyko wytropienia, co równa się ze śmiercią. A śmierć jest
ostatecznością.
Cassie, jedna z osób prowadzących narrację, to 16-latka, która jeszcze
wczoraj miała prawie wszystko. Rodziców, brata, znajomych, chłopaka, do którego
usychała z miłości a który wcale jej nie
znał. I nagle przyszła pierwsza fala, a później następne. W efekcie Cassie
została sama z przyjacielem karabinem i misiem swojego brata, któremu obiecała,
że będą razem. Jej celem jest dotrzymnie tej obietnicy.
| „Niektórych rzeczy nie trzeba obiecywać. Po prostu się je robi.” |
Spełnienie danego słowa nie jest zadaniem prostym. Po drodze Cassiopeia
napotyka na różne trudności, włącznie ze spotkaniem nowego sprzymierzeńca Evana,
który ratuje jej życie i postanawia jej pomóc. Przyjęcie tej pomoc równałoby
się ze złamaniem pierwszej zasady : nie ufaj nikomu. A Cassie nie jest pewna,
czy może sobie pozwolić na luksus pomocy. Jej obawy nie są bezpodstawne. Bo
Evan „jest i tym i tym”.
Ben Parish to nastolatek uratowany przed chorobą przez wojsko i
wcielony w ich szeregi. Zabójczy trening tworzy z niego zabójcę, którego celem
jest wyeliminowanie zainfekowanych osobników. Poznaje ich poprzez okular.
Ludzie przejęci przez Przybyszów świecą na zielono. Podobno.
Ben, czy raczej Zombie, bo takie miano otrzymuje od swojego dowódcy,
zaczyna wątpić. I nie są to nieuzasadnione wątpliwości.
Niezwykłe zbiegi okoliczności, na drodze Zobie stawiają Sammiego, brata
Cassie. Sammy, przechrzczony na Nuggetsa, trafia do oddziału Bena, który
postanawia się nim zaopiekować. Odchodząc na misję, Zombie składa mu obietnicę .
I jest to taka sama obietnica, jaką złożyła mu Cassie.
Rick Yancey napisał bardzo dobrą książkę, którą połyka się w mgnieniu
oka i jest się złym, że tak szybko się skończyła. Z jednej strony cieszę się,
że będzie to kilkutomowa seria, bo będzie możliwość dłuższego delektowania się
dziełami autora. A z drugiej strony jestem zła, bo chciałabym już teraz wiedzieć,
jak ta przygoda się skończy. I co stanie się z bohaterem, którego darzę
największą sympatią i czytałam o nim najchętniej. Mowa o Evanie, który dla mnie
był najciekawszą i najbardziej wyrazistą postacią. Skomplikowana osobowość w połączeniu z
niezwykłą charyzmą. Do tego magnetyzujący uśmiech.
„Zanim Cię znalazłem, sądziłem, że jedynym sposobem na przetrwanie jest znalezienie czegoś, dlaczego warto żyć. To nieprawda. Żeby przetrwać, trzeba znaleźć coś, dla czego warto umrzeć.” |
|
Piąta czeka na mnie już na biurku, mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie :).
OdpowiedzUsuń