wtorek, 17 listopada 2015

Jay McLean - More Than Enough



"Sempre fidelis"

"[...] and my actions will always, always, speak louder than my words."

Published: 07.11.2015

Pages: ...

Read: 17.11.2015

Rating: !!!5 Fucking Stars!!!!

Jak można ocenić piękno?

“There’s no emotion greater than fear. No ache greater than grief. No sound greater than silence.” 
Dylan, to kolejna postać stworzona przez Jay McLean. Od samego początku wydaje się być osobą twardo stąpającą po ziemi, kiedy już się odzywa - wszyscy go słuchają i baczą na jego słowa. Wydaje się być typem samotnika, nieszczęśliwego człowieka, który stara się za wszelką cenę robić dobrą minę do złej gry. Stara się dopasować, znaleźć swój sens w życiu, swoje miejsce wśród rodziny, wspaniałych przyjaciół, kochającej go dziewczyny. Ale to mu nie wystarcza. Pragnie więcej...

Riley, to nowa postać, nie znana do tej pory. Dziewczyna z sąsiedztwa, z domu obok. Z ciężarem ogromnej tragedii i winy duszącej ją od środka. Bo przez nią ktoś stracił życie, bo ona jest przyczyną tragedii, przez co, jej życie staje się swoistą tragedią. Jak można otrząsnąć się z czegoś takiego? Jak można żyć z uczuciem nieustającej winy i rozczarowania? Jak wstać każdego ranka z łóżka? Jak zasnąć i nie śnić?
“Because sometimes you need to have nightmares to appreciate the dreams.” 
Ogromnie trudno mi napisać cokolwiek o tej pozycji.
Nie jestem w stanie ubrać w słowa chaosu moich myśli po lekturze. Chaosu myśli, ale też chaosu uczuć. Bo nie da rady spotkać się z tą książką i nic nie poczuć. 
Jakieś 9 miesięcy temu, przy okazji mojego spotkania z "More Than Forever", zaklinałam się po wsze czasy, że nie można napisać już nic lepszego. I, że żadna książka nie potarga moich uczuć tak bardzo, i nie wyciśnie tylu łez. 
Jak cudownie się mylić!



Więc zacznijmy od ostrzeżenia: przed spotkaniem z "More Than Enough" upewnijcie się, że nie jesteście w jesiennej depresji, nie macie załamania nerwowego, nie przeżywacie trudnych chwil, nie skończyliście, dopiero co, długiego związku, nie jesteście po prostu smutni. Bo obiecuję, będzie tylko gorzej.
Pokłady emocji niesione przez tę pozycję są nie do ogarnięcia. Raz się śmiejecie za przyczyną barwnych opisów szalenie zabawnych sytuacji [Operation Mayhem Rocks!!!, High School Musical  Soundtrack :)], by po przewróceniu strony wycierać rękawem koszulki lecące łzy, udając, że to alergia, albo nieszczęsny paproch siedzący na Kindlu wpadł do oka. 



Jay McLean uczyniła mi (i myślę, że nie tylko) tak wyborny prezent, że aż brakuje słów, by wyrazić wdzięczność. I pomimo tego, że historia tej dwójki po wielu, wielu burzliwych losach, kilku tragediach i niewielu szczęśliwych chwilach kończy się happy endem, ma się poczucie ogromnego smutku. 
Moje serce w całej swojej okazałości należy do nich.
I nie jest tak, że w jakiś sposób mogę się z nimi utożsamić, zrozumieć ich uczucia. 
O nie, w żadnym wypadku. 
Ale czuję nieprzemożone pokłady smutku w stosunku do nich. Tak, wiem to bohaterowie fikcyjni, nie istnieją naprawdę. But guess what! - w mojej głowie są prawdziwi. Czuję, że oni są, naprawdę są. [Psychoza???]

Moje spotkania z książkami, czasem właśnie tak się kończą. I mogę zapewnić Was, że przez dłuższy czas będę rozpamiętywać tę historię, wracać do przeczytanych już stron, odkrywać je na nowo. Bo czuję jakąś dziwną tęsknotę. Sama nie jestem w stanie określić za czym, z jakiego powodu. Po prostu, tęsknie...



Jay McLean dziękuję Ci, za zawieszenie poprzeczki wobec mężczyzn tak wysoko, że chyba jedynie bohaterowie powieści (Twoich) mogą jej sprostać. Bo gdzie szukać kogoś podobnego do Jake'a, Logan'a, Cameron'a czy Dylan'a?
Jeśli ktoś z Was będzie wiedział, dajcie znać. Podzielcie się! :) Ok, a teraz idę popłakać.

Całym sercem, całą duszą, moim jestestwem zachęcam, nie!, zaklinam!, sięgnijcie po tę książkę. Sprawcie sobie przyjemność spotkania się z miłością nie mającą granic. 



niedziela, 15 listopada 2015

Katja Millay - The Sea of Tranquility




“Nothing is perfect. It's not even good yet. But maybe.”

Published: 13.11.2012

Atria Books

Pages: 426

Read: 15.11.2015

Rating: 5/5

Dziewczyna, o której wiemy jedynie tyle, iż spotkała ją ogromna tragedia, której ślady stale nosi na sobie. Chłopak, którego życie od najmłodszych lat naznaczone jest śmiercią. 
Dwie różne osoby, dwie różne historie, aż do momentu ich spotkania, kiedy to odrębne historie zaczęły łączyć się w jedną. 
"I live in a world without magic or miracles. A place where there are no clairvoyants or shapeshifters, no angels or superhuman boys to save you. A place where people die and music disintegrates and things suck. I am pressed so hard against the earth by the weight of reality that some days I wonder how I am still able to lift my feet to walk."
Od pierwszych stron niewiele wiemy o głównej bohaterce, ale właśnie to jest jednym z powodów, dlaczego chcemy brnąć dalej, dotrzeć do końca, do prawdy. Nastya to niezwykle barwna postać - pomimo tego, iż w jej garderobie króluje czerń. Jej zachowanie, styl, osobowość pokazują nam, że z pewnością nie można określić jej mianem normalnej, zwykłej dziewczyny. Wszystko, co jej dotyczy aż krzyczy, że jest ona niezwykła
Poznaje chłopaka, który podobnie jak ona, też jest niezwykły. Sądzi on, zresztą tak jak i wszyscy inni, że otacza go aura śmierci, dzięki której nikt nie chce z nim zadzierać w obawie przed nieuniknionym. 
Pomimo tego, iż tych dwoje kreują się na osoby sine, niezależne, nie dbające o opinie innych, w rzeczywistości to dwie nękane cierpieniem dusze, które potrzebują pomocy. 
I znajdują ją w sobie nawzajem.

“I can be your other hand when you need it.” 


Książka ta, to jedna, wielka opowieść o miłości naznaczonej bólem, cierpieniem, tęsknotą, śmiercią. To, co przydarzyło się bohaterom jest niemożliwe do zrozumienia, jeśli samemu nie spotkało się z taką tragedią. Nie jest się w  stanie wiedzieć, co czuje dziewczyna, której całe życie nagle się skończyło, marzenia legły w gruzach, albo chłopak, który stracił wszystkie bliskie mu osoby. Nie można pojąć takiego ogromu tragedii. I można tylko dziwić się, jak oni dawali  radę dalej żyć. 


“There are so many things that can break you if there's nothing to hold you together.” 
Zanim zaczęłam czytać tę pozycję, przejrzałam jej stronę na Goodreads.com. Wysoka ocena ogólna, multum pozytywnych, wychwalających pod niebiosa, komentarzy. Nawet Colleen Hoover oceniła na 5 gwiazdek. Dlatego też moje oczekiwania były naprawdę duże. Może nawet ogromne. 

No i dotarłam do ostatniej strony. I świat się nie skończył, mój dom dalej stoi, nic się nie zmieniło. Nie czuję książkowego kaca. Nie mam problemu z sięgnięciem po kolejną lekturę. Przyznaję, że jest to naprawdę piękna i smutna historia, ale nie zawładnęła mną. Proces czytania był naprawdę przyjemny, z niecierpliwością zmieniałam strony na Kindle, żeby tylko dowiedzieć się prawdy, ale, szczerze, czuję lekki zawód. Liczyłam na to, że zostanę rażona piorunem i nie będę mogła się pozbierać, że będzie mi przykro, że ta przygoda już się skończyła. A tak nie jest...

Mimo wszystko bardzo cenię sobie tę historię (stąd też 5/5, głównie za piękne porównania i barwny język autorki), na pewno zapamiętam ją na dłuższy czas, choć nie jestem pewna, czy kiedyś jeszcze do niej wrócę. 

Źródło: http://www.perpetualpageturner.com/2014/03/book-talk-the-sea-of-tranquility-by-katja-millay.html

wtorek, 10 listopada 2015

Karina Halle - The Offer


                     

         “Maybe it was love or maybe it was just loss,” 
                          Series: (The Pact #2)
                      Published:   14.06.2015
                CreateSpace Independe Publishing Platfrom
                                    Pages: 271
                               Read: 9.11.2015
                                    Rating: 3/5



“Sometimes it’s the easiest, most simple things in life that bring you the most joy. The good, pure kind of joy that just makes you feel human and proud of it.

Co może wyniknąć ze spotkania młodej, samotnej matki o niezwykle ciętym charakterze i języku z szalenie przystojnym niewiele starszym mężczyzną odnoszącym sukces w życiu??
Otóż, nic innego jak seks.
“You know what your real problem is, sweetheart?” “What?” I ask, wanting to know and scared of the answer. “You’re totally underfucked,” he says, his voice dropping a register. He leans in closer. “And I’m the one who can tip the scales in the other direction.” 
W wielkim skrócie: niemożliwy do pohamowania pociąg i ogrom hormonów doprowadzają, w końcu, do "intymnego spotkania" tej dwójki.  Było gorąco, ciekawie, z dużą dozą śmiechu, aż do momentu, gdy na mapie pojawia się big fat L-word. A gdzie pojawia się miłość często przybywa też i chaos. Tak też i w tym przypadku, szczęście nie może trwać zbyt długo. Pojawiają się długo skrywane tajemnice, dosłownie "pojawiają się", sielanka się kończy i jej miejsce zajmuje wściekłość, zranienie i tęsknota. Ale jak to w bajkach wszystko kończy się tak, jak powinno - "i żyli długo i szczęśliwie".
Czekam na dzień, kiedy przeczytam jakąś książkę, wytrwam do końca i .... zdziwię się. Podobno nie żyjesz, jeśli już się nie dziwisz. W takim razie mój żywot książkoholiczki chyba jest na wymarciu. Wszystko, co wpada w moje ręce, ostatnimi czasy, jest dosyć przeciętne, przewidywalne, zupełnie nie zaskakujące. Przyznaje się bez bicia, iż jest to tylko i jedynie moja wina, że wybieram akurat taką, a nie inną literaturę.
Ok, ale wracając do książki, nie jest zła. Może nie jest aż tak dobra, ale nie jest też aż tak zła. Jest taka pośrodku. Kilka ciekawych elementów - głównie wybitny humor głównego bohatera, ale też pokazowa łazienka w IKEA - kilka mniej ciekawych, nie wprawiających ani w śmiech, ani we współczucie, jedynie w zirytowanie tematem.
"Wham. Bam. Thank You Bram!"
Ale jedno muszę przyznać - jest to pozycja o tym, że uprzedzenia innych ludzi i ich opinia o kimś może definitywnie różnić się od prawdy. Nie zmienia to faktu, że wedle znanego przysłowia "jak cię widzą, tak cię piszą", jeśli swoim zachowaniem pokazujesz swoją najgorszą stronę, to inni przez długi czas będą cię uważać za taką osobę. Mimo, że w głębi wcale taki nie jesteś, a twoje zachowanie spowodowane jest niedokończonymi sprawami, problemami, o których oni wcale nie mają pojęcia. 
Bram otrzymuje "nalepkę" człowieka o dosyć niewygórowanych wymaganiach wobec kobiet - ważne jedynie, by poszła z nim do łóżka. Ale to nie jest cały Bram, jego zachowanie nie świadczy o nim całym. W głębi duszy, jest on osobą o wielkim sercu, pragnąca za wszelką cenę pomagać innym, biedniejszym od siebie. 





Historia ta, pokazuje, że to, jak nas inni postrzegają niezwykle trudno jest zmienić, nie mamy przecież super mocy, żeby mocą umysłu wpłynąć na myśli innych ( a szkoda). Jednak zmieniając nasze postępowanie możemy w powolny sposób przekonać innych, że "nie wolno osądzać książki po okładce".                                                                                                                                                                        Pozycję tę można czytać jako standalone, jednak jest to tom drugi serii The Pact. Nie zaszkodzi zapoznać się z tomem pierwszym, gdzie głównymi bohaterami są Stephanie - przyjaciółka Nicoli i Linden - brat Brama.  Enjoy!


piątek, 20 lutego 2015

Jay McLean - More Than Forever



tytuł oryginału: More Than Forever
wydawnictwo: CreateSpace Independent Publishing Platform
data wydania: 11 lipca 2014
liczba stron: 348
ocena: 10/10!!!!
data przeczytania: 20 luty 2015
“Because while she's so pre-occupied reading... I'm so pre-occupied reading her.” 
Kocham czytać. Długo zajęło mi odkrycie, dlaczego kocham to aż tak bardzo, że potrafię przesiedzieć cały dzień z Kindlem w dłoni i zorientować się po jakimś czasie, że moje nogi zdrętwiały i nie czuję ich. Moje dzisiejsze odkrycie wcale mnie nie zaskoczyło, na pewno nie jestem jedyną osoba na tym porąbanym świecie, która doszła do takiego wniosku. Bo moi drodzy, fikcyjny świat pozwala oderwać się od swojego życia i jeśli książka jest naprawdę dobra, można poczuć się częścią czytanej historii. I tak jest w moim przypadku. Nie wiele rzeczy i historii powoduje, że muszę się na chwilę zatrzymać. Ale dzisiaj, dosłownie przed chwilą, skończyłam czytać „More Than Forever”, tom czwarty serii Jay McLean. I myślałam że dwa poprzednie tomy były genialne, a jednak czwarty totalnie mnie pokonał. Tak ogromnych uczuć nie wyzwoliła we mnie już dawno żadna książka. Brakuje mi zupełnie słów ażeby opisać, co teraz czuję. Z jednej strony jestem cała happy, bo historia skończyła się dobrze, ale wszystkie problemy napotykane po drodze do ich szczęścia spowodowały u mnie niesłychanie ogromne pokłady smutku.

Ostatnio dużo rozmyślam o moim dzieciństwie. Odnajduję w sobie różne dziwne cechy, nie do końca pozytywne. Miałam i nadal mam ciepły dom, rodzinę, która mnie kocha mimo wszystko, a jednak czuję, jakby czegoś brakowało. Może na zewnątrz tego nie widać, ale w środku panuje totalny chaos. W mojej głowie jest wszystko i nic zarazem. Pewnie dlatego właśnie uwielbiam książki, w których bohaterowie mają przyziemne problemy, bo dzięki czytaniu w jaki sposób oni sobie radzą, mogę w jakiś sposób poradzić sobie ze swoimi demonami. Nie mówię, że moje życie jest tak samo trudne, jak np. Lucy, której matka umarła i to na jej barkach została cała rodzina. Nie, nie o to mi chodzi. Raczej o to, że dzięki nim staram się odkryć, co ze mną jest nie w porządku.
Uzewnętrzniam się, wiem… Ale tutaj akurat mogę…

„More Than Forever” to pozycja o wielkiej, sięgającej gwiazd miłości, która zaczęła się od ogromnej tragedii. Niewinne, pierwszej miłości dwojga nastolatków, którzy odkrywając siebie nawzajem, okrywają też zawiłe meandry najpiękniejszego uczucia na świecie.
“Because it's eternal, the rise and fall of the sun. It's forever. Just like us” 
I co pięknego w tej historii to dusze głównych bohaterów. Dusze tak piękne, że aż niemożliwe do istnienia. Cameron to chłopak, jakiego życzyłaby sobie każda dziewczyna, każda!, naprawdę. Ma wszystkie cechy i zadatki na perfekcyjnego chłopaka i męża. I taki jest. Po prostu perfekcyjny…
Cameron is an artist. He’s an athlete. He’s an unbelievably respectful son. Above all that, Cameron has a heart the size of the ocean.


„After the hundred times of watching this movie, the little boy turned to his mother and asked, “Why wouldn’t the genie just give more wishes?” His mom smiled down at him. “Because,” she said. „It’s selfish to want more than you already have”.”
Historia tej dwójki naznaczona jest dużymi tragediami, ale mimo wszystko będąc razem, przetrzymają wszystko. Ta historia jest tak piękna i cudowna, że trudno przejść obok niej i nie zastanowić się na chwilę nad swoim życiem. 
Czy jesteśmy tu, gdzie chcielibyśmy być? 
Czy jesteśmy otoczeni ludźmi, których kochamy  i którzy kochają nas?
 Czy robimy, to co kochamy robić? 
Czy jesteśmy szczęśliwi?
“I thought it was impossible to be able to laugh again. But he did it; he made my impossible, possible” 
„More Than Forever” i Jay McLean doprowadziły mnie do łez. I pomimo, że nienawidzę tego uczucia pustki po lekturze, to jednocześnie je kocham, bo to znaczy, że coś mnie jeszcze wzrusza, że moje serce bije, że nie jest lodowate…

There is a love so fierce it cannot be measured.   
A heart so strong it will never slow. 
There is a promise so sure it can never lie. 
And we promise that love forever. 
Forever and always.