"Sempre fidelis"
"[...] and my actions will always, always, speak louder than my words."
Published: 07.11.2015
Pages: ...
Read: 17.11.2015
Rating: !!!5 Fucking Stars!!!!
|
|
“There’s no emotion greater than fear. No ache greater than grief. No sound greater than silence.”Dylan, to kolejna postać stworzona przez Jay McLean. Od samego początku wydaje się być osobą twardo stąpającą po ziemi, kiedy już się odzywa - wszyscy go słuchają i baczą na jego słowa. Wydaje się być typem samotnika, nieszczęśliwego człowieka, który stara się za wszelką cenę robić dobrą minę do złej gry. Stara się dopasować, znaleźć swój sens w życiu, swoje miejsce wśród rodziny, wspaniałych przyjaciół, kochającej go dziewczyny. Ale to mu nie wystarcza. Pragnie więcej...
Riley, to nowa postać, nie znana do tej pory. Dziewczyna z sąsiedztwa, z domu obok. Z ciężarem ogromnej tragedii i winy duszącej ją od środka. Bo przez nią ktoś stracił życie, bo ona jest przyczyną tragedii, przez co, jej życie staje się swoistą tragedią. Jak można otrząsnąć się z czegoś takiego? Jak można żyć z uczuciem nieustającej winy i rozczarowania? Jak wstać każdego ranka z łóżka? Jak zasnąć i nie śnić?
“Because sometimes you need to have nightmares to appreciate the dreams.”Ogromnie trudno mi napisać cokolwiek o tej pozycji.
Nie jestem w stanie ubrać w słowa chaosu moich myśli po lekturze. Chaosu myśli, ale też chaosu uczuć. Bo nie da rady spotkać się z tą książką i nic nie poczuć.
Jakieś 9 miesięcy temu, przy okazji mojego spotkania z "More Than Forever", zaklinałam się po wsze czasy, że nie można napisać już nic lepszego. I, że żadna książka nie potarga moich uczuć tak bardzo, i nie wyciśnie tylu łez.
Jak cudownie się mylić!
Więc zacznijmy od ostrzeżenia: przed spotkaniem z "More Than Enough" upewnijcie się, że nie jesteście w jesiennej depresji, nie macie załamania nerwowego, nie przeżywacie trudnych chwil, nie skończyliście, dopiero co, długiego związku, nie jesteście po prostu smutni. Bo obiecuję, będzie tylko gorzej.
Pokłady emocji niesione przez tę pozycję są nie do ogarnięcia. Raz się śmiejecie za przyczyną barwnych opisów szalenie zabawnych sytuacji [Operation Mayhem Rocks!!!, High School Musical Soundtrack :)], by po przewróceniu strony wycierać rękawem koszulki lecące łzy, udając, że to alergia, albo nieszczęsny paproch siedzący na Kindlu wpadł do oka.
Jay McLean uczyniła mi (i myślę, że nie tylko) tak wyborny prezent, że aż brakuje słów, by wyrazić wdzięczność. I pomimo tego, że historia tej dwójki po wielu, wielu burzliwych losach, kilku tragediach i niewielu szczęśliwych chwilach kończy się happy endem, ma się poczucie ogromnego smutku.
Moje serce w całej swojej okazałości należy do nich.
I nie jest tak, że w jakiś sposób mogę się z nimi utożsamić, zrozumieć ich uczucia.
O nie, w żadnym wypadku.
Ale czuję nieprzemożone pokłady smutku w stosunku do nich. Tak, wiem to bohaterowie fikcyjni, nie istnieją naprawdę. But guess what! - w mojej głowie są prawdziwi. Czuję, że oni są, naprawdę są. [Psychoza???]
Moje spotkania z książkami, czasem właśnie tak się kończą. I mogę zapewnić Was, że przez dłuższy czas będę rozpamiętywać tę historię, wracać do przeczytanych już stron, odkrywać je na nowo. Bo czuję jakąś dziwną tęsknotę. Sama nie jestem w stanie określić za czym, z jakiego powodu. Po prostu, tęsknie...
Jay McLean dziękuję Ci, za zawieszenie poprzeczki wobec mężczyzn tak wysoko, że chyba jedynie bohaterowie powieści (Twoich) mogą jej sprostać. Bo gdzie szukać kogoś podobnego do Jake'a, Logan'a, Cameron'a czy Dylan'a?
Jeśli ktoś z Was będzie wiedział, dajcie znać. Podzielcie się! :) Ok, a teraz idę popłakać.
Całym sercem, całą duszą, moim jestestwem