piątek, 12 kwietnia 2013

Ann Brashares - Nigdy i na zawsze



tytuł oryginału: My Name is Memory
tłumaczenie: Anna Gralak
wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
data wydania: 2012
liczba stron: 352
ocena: 9/10
data przeczytania: 11  kwietnia 2013
„Ile milczenia oznacza samotność?”
Opis promujący tę książkę wydaje mi się najbardziej trafny do przytoczenia, o czym właściwie traktuje ta pozycja.
Żyję od ponad tysiąca lat. Umierałem niezliczoną ilość razy. Zapomniałem, ile dokładnie. Zakochałem się i moja miłość trwa nadal. Ciągle szukam swojej ukochanej. Ciągle ją pamiętam. Noszę w sobie nadzieję, że pewnego dnia ona też mnie sobie przypomni.

Magiczna opowieść o szansach, jakie otrzymujemy od losu, i o tym, że nie można odkładać życia na później. Historia miłości przekraczającej granice czasu. Książka, która przywraca wiarę w przeznaczenie, w to, że na każdego z nas gdzieś ktoś czeka.
Przed spotkaniem z tą książką oczekiwałam, że będzie to niezwykle ciekawa historia miłości dwojga ludzi z pomysłem reinkarnacji w tle. Chciałam, żeby historia ta przeniosła mnie w inne miejsca, pozwoliła oderwać się na chwilę od okrutnego świata, w którym dane nam jest żyć.  Czy moje oczekiwania się spełniły?

Z nawiązką. „Nigdy i na zawsze” to historia obok której nie da się przejść obojętnie. Możliwe, że to mój przytłaczający romantyzm nie pozwolił mi pominąć tej książki. Nie wiem…
Miłość opisana w tym utworze, to miłość w pewnym momencie przyprawiająca o ból – głowy, serca, wszystkiego. Miłość, jak sądzę, nie zdarzająca się w prawdziwym świecie i dlatego tak ogromnie pożądana przez większość ludzi. Lektura „Nigdy …” spowodowała pojawienie się w moim umyśle sporo wątpliwości i pytań dotyczących i książki i ogółu naszego życia, miłości.

Pomimo, że książka ta niezwykle mnie zachwyciła, poruszyła czułe miejsca w mojej duszy to strasznie, mnie zasmuciła. Czytając ostatnie strony niezmierzone fale smutku napłynęły do mojego serca. Nie wiem, czy ta historia w końcu skończyła się dobrze, czy też nie. Chciałabym wierzyć, że jednak wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Dobro zwyciężyło nad złem. Ale małe ziarno wątpliwości w mojej głowie i moim sercu mówi mi, że nie była to szczęśliwa historia.
„A jeśli już nigdy nie zobaczy Daniela? Na tę myśl ogarnął ją strach graniczący z paniką. Nie, to nie może się tak skończyć.”
Recenzje tej pozycji nie świadczyły o jej nadzwyczajnej wybitności, dlatego nie wiem skąd u mnie to uczucie smutku i tęsknoty. Może to nastrój. Sama nie wiem… Ta książka to jedyna książka, która doprowadziła mnie do łez. I to wcale nie z powodu zakończenia jej czytania, tylko tak ogólnie, z powodu całości historii. Jestem osobą naprawdę strasznie wrażliwą, często płaczę na filmach, ale nigdy nie byłam w sytuacji, kiedy leciały mi łzy po twarzy wskutek książki.

„Nigdy i na zawsze” to pozycja, która pozostanie na bardzo długo w mojej pamięci. Z pewnością jeszcze nie jeden raz wrócę do jej lektury. Może następnym razem nie wywoła u mnie aż tylu emocji, ale z wielka przyjemnością będą na nowo poznawać historię Daniela i Lucy/Sophii.
„(...) bo tak naprawdę wszystko, co można zrobić, to kochać drugiego człowieka.”





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz