wtorek, 17 września 2013

Hazel Osmond - Kto się boi pana Wolfe'a?


tłumaczenie: Anna Maria Nowak
tytuł oryginału: Who is afraid of Mr Wolf?
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 5 czerwca 2012
liczba stron: 440
ocena: 5/10
data przeczytania: 09 września 2013
„Niektóre kobiety mają subtelności tyle co cegła”

„Kto się boi pana Wolfe’a?” to opowieść dosyć ciekawa, jednak nie pozbawiona pewnych elementów, które na potrzeby mej recenzji nazwę delikatnie „pomyłkami”. Dlaczego zaczynam od owych pomyłek? Bo to właśnie one „wyszły przed szereg” i przysłoniły „dobre” elementy tej pozycji, sprawiając, że po jej lekturze pozostały mi w pamięci tylko one. Główna bohaterka – Ellie – to postać, która początkowo zdobyła moją sympatię swoim ciętym językiem i odmiennym sposobem bycia. Ze strony na stronę moja sympatia zaczęła zamieniać się w lekkie poirytowanie by zakończyć się całkowitym nie zrozumieniem tej postaci. Wydaje mi się, a właściwie jestem tego pewna,  że żadna kobieta nie powinna pozwalać na traktowanie jej jakby była nic nie warta. Dać się „wykorzystać” i z pochyloną głową słuchać obraźliwych wypowiedzi na jej temat. Broń Boże żeby się odezwała i broniła swojej godności. 



Tytułowy bohater – Jack Wolfe – to osoba, której nie chciałabym spotkać na swojej drodze. I wcale nie jest to powodowane strachem przed jego osobą. Jest postacią, którą nie warto poznawać i nie miałbym na to najmniejszej ochoty. Dlaczego? Ano dlatego, że poniżanie innych ludzi jest jego „chlebem powszednim”. Ok., rozumiem – mroczna przeszłość, ciężkie życie, bla, bla bla… Jednak nie uprawnia to do traktowania innych ludzi jak śmieci. A Elli co robi? Za każdym razem wraca. Jack poniży ją – nie szkodzi, spotkajmy się jeszcze raz, wyrzuci, obrazi – nic się nie stało. W pewnym momencie chciałam wyciągnąć ją z książki i solidnie nią potrząsnąć. Doczekałam się momentu, kiedy dała sobie ona spokój, uznała, że to już za dużo.   Jednak apogeum mojej irytacji nastąpiło, gdy z podkulonym ogonem wrócił Jack z NY. Biłam brawo za każdym razem, gdy Elli swoimi ciętymi komentarzami zamykała buzię Jacka. Aż do :
- Chodź tu głuptasie – powiedziała, oplatając go ramionami.
Wtedy uznałam – nie koniec, nie podoba mi się ta książka, i ci bohaterowie. Czytając, a ostatnimi czasy czytam dużo, aż za dużo, chcę się utożsamiać z bohaterami, wczuć w ich emocje i zrozumieć ich postępowanie. W tym wypadku ani Elli ani tym bardziej Jack nie są mi postaciami bliskimi.

Możliwe, że na charakter tej recenzji wpłynął mój wieczorny, wisielczy nastrój, ale takie mam akurat teraz odczucie odnośnie tej pozycji.

Czy polecam?  Możliwe, że mój humor, a raczej jego brak, sprawił, że ta recenzja „jest jaka jest” i być może książka ta w mniemaniu innych jest całkiem dobrą lekturą na zbliżające się długie jesienne wieczory. Także, polecam. Może do innych czytelników przemówi w inny sposób. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz