|
tytuł
oryginału: Prodigy
seria/cykl wydawniczy: Legenda
tom 2
wydawnictwo: Zielona Sowa
data wydania: 5 marca 2013
liczba stron: 368
ocena: 8/10
data przeczytania: 16
marca 2014
|
„Jest srebrnym błyskiem w świecie ciemności. Jest moim światłem.”
Kilka miesięcy temu brnęłam przez dystopijny świat stworzony przez
Marie Lu w pierwszym tomie „Legendy”. Z marszu sięgnęłam po tom drugi i
utknęłam, gdzieś tak na 30 stronie. To „utknięcie” trwało aż do teraz, kiedy
przez zupełny przypadek przypomniałam sobie o tej pozycji. Była to jedna z
lepszych decyzji w tym tygodniu. I wiecie co? Wołami nie udałoby się odciągnąć mnie od czytania. A to dlatego, że pani Lu się postarała i to bardzo.
Rzadko zdarza się, że tom kolejny jest lepszy od poprzedniego. W tym wypadku
niewątpliwie tak jest. Wszystkie dziury, które pojawiły się w „Rebeliancie”,
tutaj nie występują. Powiem więcej, jest wręcz idealnie. Zapewniam, że maniacy
dystopii, fantasy może też paranormal romance nie będą zawiedzeni. Jedynym
warunkiem jest zapoznanie się uprzednio z pierwszą częścią „Legendy”.

Ta część, to zdecydowanie więcej akcji. Dużym plusem jest historia o
powstaniu Republiki i innych krajów.
Pozwala ona rozeznać się „w terenie”, umiejscowić na mapie powstałe
kraje. Mamy możliwość poznać także inne miejsce niż dotychczasową Republikę.
Mam na myśli Kolonie, które okazują się być wcale nie tak cudownym miejscem na
ziemi, jak były one opisywane dotychczas.
Mój uzależniony od fantasy umysł, podczas lektury „Wybrańca” nasuwał mi
pewne podobieństwo June i Andena do sytuacji zawartej w „Dotyku Julii” i
relacji Julii z Aronem. Chodzi mi o motyw spoufalania się bohaterki ze swoim
„oprawcą”, w efekcie czego jedynie ona zaczyna dostrzegać w „tym złym” kogoś
zupełnie innego. I dzięki niej wszystko się zmienia. Nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że tom kolejny będzie dość obfity w sceny June i Andena. I choć
podoba mi się postać Daya, nie miałabym nic drzewko takiemu sparowaniu.
Niektórzy mówią, że powieści dystopijne są nieciekawe, bez sensu,
nudne. A ja je uwielbiam. Dlaczego? Mają one coś w sobie, że chce się je
czytać. Może chodzi o nadzieję, bo pomimo tego, jak okropny jest świat, w
którym żyją bohaterowie, zawsze po wielu trudach udaje im się dotrzeć do ich
szczęśliwego zakończenia. Wierzą oni, że ich życie potoczy się dobrze i tak się
dzieje. Takie historie, mimo, że nieprawdziwe, dają nadzieję na przetrwanie
kolejnego dnia. Bo może akurat dzisiaj pojawi się światełko w tunelu.

Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniu Klucznik
Nawet mam na Lubimy Czytać na półce "chcę przeczytać" Rebelianta :) Zanim jeszcze założyłam bloga lubiłam oglądać na yt filmiki amerykańskie o książkach i tam aż wrzało przez ten tytuł :)
OdpowiedzUsuń/klucznik: przyznaję +2 punkty za autor jest kobietą i kolejna w serii