wtorek, 18 marca 2014

Rachel Caine - WzM 11 - Światło dnia



tytuł oryginału: Daylighters
seria/cykl wydawniczy: Wampiry z Morganville  tom 15
wydawnictwo: Amber
data wydania: 8  stycznia 2014
liczba stron: 368
ocena: 9/10
data przeczytania: 17 marca 2014
“Better to run toward something than run from something.”

Wampiry to temat dość kontrowersyjny w literaturze. Bo przecież większość z nas, kiedy usłyszy to niecne słowo, od razu ma przed oczami błyszczącego w słońcu Edwarda. Ale są jeszcze takie pozycje, które pomimo wampirycznych motywów są książkami wartymi uwagi. Rachel Caine w 2006 roku wydała pierwszą z książek serii „Wampiry z Morganville”. Osiem lat później na polskim rynku wydawniczym pojawił się tom nr 15, a zarazem ostatni. Historia Morganville kończy się i jak twierdzi autorka, teraz od czytelników zależy, jakie będą dalsze losy bohaterów. Bo przecież wyobraźnia ludzka nie ma granic.

„Światło dnia” przedstawia Morganville po pewnych dość drastycznych zmianach. W mieście nie żądzą już wampiry na czele z Amelie, a ludzie i ich Fundacja Światło Dnia. Samozwańczy przywódca Rhyss Fallon ma dalekosiężny plan podboju i zagłady „krwiopijców”. Jego charyzma, elokwencja i metody zastraszania odnoszą skutki i pociąga on za sobą wielu mieszkańców miasteczka. Więzi wszystkie wampiry w jednym miejscu, jednak nie ma takiego miejsca, z którego Myrnin by nie uciekł. Claire, Shane i Eve starają się uwolnić swoich przyjaciół, a w szczególności Michaela. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż pojawia się dodatkowy problem. Fallon zamierza „wyleczyć” wampiry podając im lek, dzięki któremu on sam stał się ponownie człowiekiem. Problem w tym, że lek ten w ok. 70% powoduje nie wyleczenie a wręcz przeciwnie – zgon. Nad Michaelem i innymi wampirami zawisa groźba pożegnania się ze światem. Ale mieszkańcy Domu Glassów nigdy się nie poddają. Walczą do ostatniej kropli krwi.

„Wampiry…” to seria, o której mogłabym pisać poematy i wychwalać ją pod niebiosa. Między innymi dlatego, że wampiry są prawdziwe. Przeraźliwe, terroryzują mieszkańców, biorą wszystko, co chcą bez żadnego pytania, są królami i nie dadzą sobie tego przywileju odebrać. Wcale nie błyszczą w słońcu, a palą się, nie są przyjazne, ludzi uważają jedynie za torebki z krwią. Wampiry „z krwi i kości”. Rodem z horroru.
Główni bohaterowie, też niczego sobie. Mała Claire Bear, która na kartach powieści dorasta, poznaje wartość prawdziwej przyjaźni i odkrywa miłość. Shane…, oh Shane – z buntownika szukającego kolejnej bójki przeistacza się w odpowiedzialnego młodego człowieka, choć nie rezygnuje z bijatyk zupełnie. Michael, który staje się duchem, następnie wampirem, żeby ponownie wrócić do swojego człowieczeństwa. I Eve, która właściwie, wcale się nie zmienia. Każdy inny, a jednak wszyscy jednakowo fascynujący. Niewątpliwie jednak, to Clear przechodzi największą przemianę i pomimo wielu irytujących sytuacji z nią w roli głównej jest bohaterką, której nie da się nie podziwiać. No i jest jeszcze Myrnin, którego szalone pomysły przechodzą najśmielsze oczekiwania i nie powstydził by się ich najlepszy maniak.

W tej części, autorka poszła trochę dalej z istotami nadprzyrodzonymi występującymi w Morganville. Na myśli mam wyjaśnienie konsekwencji ugryzienia Shane’a przez zmutowanego psa w poprzednim tomie. Wyjaśnienie to jest dość zaskakujące. Ale nie ma takiej rzeczy, której błyskotliwy umysł Claire nie rozwiąże.
Aż szkoda, że to już koniec. Że historia Morganville jest ukończona. A koniec, łatwo się domyśleć, jest dobry. Dobry dla wszystkich, zarówno dla mieszkańców Domu Glsassów jak i wampirów. W końcu czas na szczęśliwe zakończenie w Morganville. Mała podpowiedź, w finale, główną rolę gra biała suknia. Coś Wam to mówi? J


Rachel Caine przez piętnaście tomów „Wampirów z Morganville” ani razu nie zawiodła swoich wiernych fanów, wręcz przeciwnie, stale zaskakiwała swoją pomysłowością i rozwojem wydarzeń w miasteczku. Chyba nie popełnię błędu, jeżeli pokuszę się o stwierdzenie, iż jest to jedyna seria, która nie pretenduje do miana popkulturowego kiczu i pomimo bohaterów gustujących w „płynnej diecie” nie jest tandetna.





Zdecydowanie polecam! Nie tylko fanom fantasy, chociaż im szczególnie przypadnie do gustu, ale czytelnikom nie koniecznie lubującym się w tym gatunku również, bo może właśnie Morganville przekona Was do wkroczenia do niezwykłego świata, w którym wyobraźnia nie ma granic. 

2 komentarze:

  1. Ja mam zupełnie inne zdanie na temat tej serii. Z wielkim trudem przedarłam się do połowy 3 tomu i wymiękłam. Ta książka mnie męczyła, denerwowała i nudziła. Zdecydowanie nie jestem fanką Wampirów z Morganville.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tom 15? a ja się wczoraj dziwiłam, że czas żniw będzie ich miał aż 7.
    Autorka ma naprawdę wyobraźnię ;)
    /klucznik: +2 punkty za oba marcowe kluczniki :)

    OdpowiedzUsuń